Jak chyba wszyscy już wiedzą, kolejny raz szwabski Jugendamt o dobrych, hitlerowskich korzeniach, wyciąga wronie szpony po polskie dziecko i kolejny raz w bezczelny sposób, bo po świeżo urodzone w szpitalu, na swoje i rodziców nieszczęście, niemieckim.
Jugendamt występuje “w obronie dziecka”, no bo oczywiście Niemiec wie lepiej co dla polskiego dziecka jest dobre, najlepszym przykładem są historie Dzieci Zamojszczyzny, którym zrobiono tak dobrze, że sprawa była w Norymbergii, a o części do dziś nikt nie wie gdzie się podziały. Ponieważ sprawa nakazu zabrania dziecka miała miejsce we czwartek, to oczywiście już w piątek dziecko znalazło się w Polsce (duże brawa dla młodego ojca rodziny) razem z rodzicami ściganymi niemieckim listem gończym, wystawionym dlatego, bo Jugendamtowi się roi że rodzice im “wykradli dziecko”. Co prawda “wykraść” można cokolwiek jedynie właścicielowi, a posiadanie człowieka i handel niewolnikami jest podobno zakazany, ale – jak zwykle – niemieckie prawo to osobne środowisko mentalne.
Nie wiem jaki to ma związek ze sprawą, ale w niedzielę w nocy w mieście Łodzi grupka niemieckich doradców jednej firmy została pobita za mówienie na ulicy po niemiecku, poseł Andruszkiewicz napisał w sprawie wspomnianej próby porwania przez Jugendamt polskiego obywatela parę zdań do niemieckiego ambasadora (co prawda jako polityk zakończył list należytym w kręgach dyplomacji zwrotem “z wyrazami szacunku”, co jest o tyle niesłuszne że przedstawicielowi handlarza niewolników należą się owszem, wyrazy, ale niekoniecznie szacunku), a niemiecka policja już w poniedziałek (czyli dziś) oświadczyła że nikogo nie ściga, bo niemiecka prokuratura stwierdziła że nie zostało popełnione przestępstwo. Póki co zdejmuje to z niemieckiego ambasadora piętno przedstawiciela handlarza niewolników, choć jak to będzie z mówieniem po niemiecku w miejscach publicznych to nie wiem, ale coś z tym Jugendamtem trzeba wreszcie zrobić, a ponieważ od takich spraw mamy odpowiedniego ministra, no to jest dla niego ważna robota do zrobienia.
Jak się takim problemom międzynarodowym łba w zarodku nie ukręci, to nie tylko na polskiej ulicy nie będzie się można odezwać po niemiecku, ale i Polakowi będzie strach za Odrę jechać choćby tranzytem i w efekcie “tradycyjną przyjaźń polsko-niemiecką” szlag trafi zanim osiągnie biblijną pełnoletność, czyli stuknie jej trzydziestka.
Porywanie dzieci umożliwia Jugendamtowi taka jedna niemiecka ustawa, w dodatku od 1 stycznia 2000 roku weszło w życie niemieckie prawo (Geburstrecht) nadające automatycznie dziecku urodzonemu w Niemczech obywatelstwo niemieckie o ile rodzice są obywatelami państwa Unii Europejskiej (bo mają tzw. “nieograniczone prawo pobytu”). No i w efekcie Jugendamt nie tylko wyobraża sobie, że działa dla dobra dziecka, ale w dodatku dla dobra niemieckiego obywatela, a rodzice nie są nawet stroną w sprawie.
Ponieważ niemiecka policja z tym listem gończym to tylko chwilowo zawiesiła czynności do momentu aż wypowie się niemiecki sąd, powstaje istotny problem natury prawnej, a mianowicie KTO DO CHOLERY REPREZENTUJE POLSKIEGO OBYWATELA PRZED NIEMIECKIM SĄDEM !!! W dodatku w sprawie o utratę wolności bez swojej nie tylko winy, ale nawet wiedzy.
No i tu jest właśnie piękne pole do popisu dla p. Ministra Waszczykowskiego, którego służby powinny automatycznie wchodzić do sprawy jako strona reprezentująca polskiego obywatela przed sądem obcego państwa.
Co prawda niemieckie sądy są oczywiście niezawisłe, wolne i niezależne, podobnie jak niemieckie media, każdy może we własnym rytmie walić obcasami na “Hab-acht”, ale to zawsze jest loteria, bo a nuż się trafi sędzia z korzeniami na miarę Jugendamtu i nie daj Boże w efekcie znowu ktoś kiedyś będzie miał na ulicy problemy, nawet niekoniecznie w nocy…
Tak więc może by nasze służby konsularne brały na siebie to zadanie z automatu? Może warto napisać na ten temat jakąś, przecież niedługą, ustawę?
Panie Ministrze, jest sprawa do załatwienia…
Dodaj komentarz