Biurwo tchórzliwa i tępa, ocenią cię należycie
Że wiedziesz żywot beztroski jak zbrojny tasiemiec w jelicie
Co soki żywotne wypija i nosiciela osłabia
Nie widząc, że gdy on padnie, to słodka skończy się laba
Za paragrafów zasiekiem, za sprzecznych przepisów okopem
Orężny pieczęcią i piórem, złośliwym łypiąc okiem
Siedzisz jak żmija pod krzakiem, sprężona by kąsać skrycie
Dla krycia swej dupy gotowy zmarnować komuś życie
Ukryty w gąszczu procedur jak menda w gaciach gamratki
Liczysz nagrody, zasługi, premie, trzynastki, dodatki;
Lecz kiedy wkrótce na mordę wylecisz zza biurka na trawę
To umiesz robić cokolwiek? Zarobić choćby na strawę?
A jeśli myślisz, ty ścierwo, że ja lubo też moje dzieci
Będą ci płacić na starość żebyś nie zdechło wśród śmieci,
I dawać na utrzymanie i karmić (chyba że w kiciu)
To żeś się, kurwa, pomylił jak chyba nigdy w życiu
Dodaj komentarz