Szło przez las wdzięczne dziewczę do Babci z obiadem
Ścieżka wiła się pięknie w mechatym tunelu
wśród cieni rozedrganych, wyznaczna śladem
złocistego kobierca z piasku, aż do celu.
Suknia na niej kwiecista łaty tysiącznemi,
kryjącymi niezdarnie wiek prawdziwy szaty,
Lecz wzrok panny pogodny, błądzący w zieleni
Uśmiech biało-różany, młodością bogaty.
Pierwszy raz wreszcie wolna od macochy władzy
pełnej praw i zakazów (z ostatnich przewagą),
szorowania podłogi i komina z sadzy,
z posłuszeństwem co rusz to odnawianym lagą.
Wypuściła macocha wreszcie z łap niedźwiedzich
po latach upokorzeń, wolności tęsknoty,
łez rozlicznych i buntów. Teraz stara siedzi
rozwścieczona na piecu, rwąc swoje gramoty.
“Babcia mnie nie opuści, jak tarczą osłoni”
Buduje dziewczę w myślach swe plany po trosze
Niepomna, że gdy dzieckiem cudem uszła z toni,
To babcia ją “na zawsze” oddała macosze.
“Obiad w koszyczku pyszny, wiem co Babcia lubi”
Idzie sprężyście ścieżką, światem zachwycona,
gdy zza krzaków dwunastu wyskakuje ludzi
otaczając ją kręgiem. Zbladła, przerażona.
Herszt, najwyższy z dwunastki, patrzy pożądliwie
na krągłości dziewczęcia ledwo co skrywane:
“Donnerwetter, mein Liebe, bardzo ci się dziwię
że przez las idziesz sama, porzuciwszy mamę”.
“Moja mama jest w niebie, tamta to macocha”
Dumnie rzuca dziewczyna, choć się boi drania.
“Wiem, to przecież nasz kamrat, mówi że cię kocha,
lecz widzę że już dość masz tego jej kochania
Możemy cię ochronić, wiesz że raźniej w kupie?”
Dzieweczka oczy spuszcza, przesłania rzęsami
“Bezpieczna tedy będziesz, bowiem w naszej grupie
my stoim za każdego a każdy za nami
O babci nie myśl wiele, bo babcia daleko,
My zaś tuż po sąsiedzku mamy swe grodziszcze
Dostaniesz nową suknię, na kolację mleko
I sny twoje najsłodsze za lat parę ziszczę”
Pyta dziewczę zdziwione: “Skąd to takie dary,
skąd prezentów bez liku i marzeń ziszczenie?
W bród dać chcecie to wszystko bez żadnej ofiary?
Sen to złoty śnię chyba, precz mi przebudzenie”
“To nie sen”- herszt jej rzecze – “To prawda prawdziwa,
sen dopiero się zacznie. A propos ofiary:
Miłości twojej chcemy. Aby była żywa
i na każde żądanie (a nie jestem stary)”
O “timeo Danaos et dona ferentes”,
stara prawda trojańska kły wyszczerza skrycie…
“Zanim zgodę wyrażę to trzy conditiones
obiecajcie wypełnić nim wam oddam życie:
Po pierwsze: nie dwóch naraz; drugie: “po Bożemu”;
po trzecie: przynieść wody, a żywo, wałkonie !!!”.
I już tworzą kolejkę, mrucząc po kryjomu…
Tak mniej więcej wyglądał nasz “sukces” w Lizbonie…
PS.: wierszyk z 2007 roku, jak widać łatwo jest u nas być prorokiem – wystarczy krakać i polegać na rządzących….
Dodaj komentarz