Czy Prezydent Duda odpowie na wezwanie Premiera Orbana?

Przedwczoraj Premier Orban w bardzo ciekawym przemówieniu wskazał, jak wielką pułapką cywilizacyjną dla Europy stał się “ślepy zaułek” w który zaprowadzili ubezwłasnowolnione już stado mieszkańców Europy lewaccy uzurpatorzy z biurokratycznego nadania po ostentacyjnym odrzuceniu kanonu wartości twórców koncepcji zjednoczenia, czyli de Gasperiego, Adenauera i Schumana.

Kwintesencją problemu, na który wskazał w tak bezpośredni sposób, jest to, że trwający podskórnie konflikt pomiędzy różnymi rozumieniami celów i sposobu działania UE, który właśnie wyłazi na wierzch, budząc zgrozę wśród eurolemingów, ma w swojej istocie charakter cywilizacyjny, jest kolejnym etapem trwającej już ponad siedemset lat wojny cywilizacyjnej, której jednym z pierwszych przejawów był w Europie Zachodniej spór o inwestyturę, a u nas – spór z Krzyżakami i w efekcie Grunwald (kolejnych efektów było też sporo, jak hołd pruski i w konsekwencji rozbiory, rewolucja francuska czy też dwie wojny światowe, ale nie brnijmy w historię bo zatracimy obraz sytuacji).

Unia 2.0 jako propozycja ratowania Europy

Bardzo możliwe, że w sytuacji opisanej przez p. Orbana jedyną sensowną propozycją rozwiązania kryzysów UE jest po prostu obejście ich źródeł. Najprościej i najszybciej można uczynić to w drodze wdrożenia koncepcji Unii Narodów Europy, czyli „Unii 2.0”, świadomie i jednoznacznie opartej o założenia Cywilizacji Łacińskiej, a więc nawiązującej w pewnym stopniu do tej zarzuconej a pierwotnej koncepcji Schumana, Adenauera i de Gasperiego, ale wzbogaconej o rozwiązania wynikające z doświadczeń i analizy przyczyn klęski dzisiejszej UE.
Koncepcja ta jest próbą odpowiedzi na palącą kwestię groźby rozpadu nie tylko UE, ale też i struktur państwowych państw ją tworzących. Wbrew pozorom obecnie nie mamy już do czynienia wyłącznie z paneuropejską agonią wyłącznie Cywilizacji Łacińskiej, co jak się zdaje było celem lewactwa, lecz zaczynają się rozsypywać również podstawy Cywilizacji Bizantyńskiej, gdyż różnicujący je u podstaw fundamentalny paradygmat, czy PRAWDĘ ROZPOZNAJEMY (Cywilizacja Łacińska) czy ODGÓRNIE USTANAWIAMY (Cywilizacja Bizantyńska) już dawno przestał być w ogóle rozważany na płaszczyźnie publicznej.

Co gorsza nie interesuje on już ludzi od pokoleń tresowanych w relatywizmie i poprawności politycznej, jako że powszechne stało się przekonanie iż nie ma żadnej stałej prawdy, w związku z czym w sposób naturalny dominuje pogląd, że każdy ma swoją własną „prawdę” i żąda dla niej tolerancji. Istniejące jeszcze siłą inercji podstawowe paradygmaty cywilizacyjne z pokolenia na pokolenia słabły i już przestały mieć charakter konstytutywny, przekształcając się jedynie w rodzaj tolerowanego choć coraz powszechniej kontestowanego zwyczaju.

Istota różnic cywilizacyjnych: nr 1 – kryterium prawdy:

Relacje pomiędzy osobami ukształtowanymi w Cywilizacji Łacińskiej a Bizantyńskiej w różnych krajach Europy kształtowały się przede wszystkim w oparciu o odmienne podejście do kryterium prawdy, a więc kierunku prawdziwościowego relacji pomiędzy wydawaną opinią a jej przedmiotem.
Charakterystyczne dla Cywilizacji Łacińskiej jest oparcie rozumowania na realistycznym założeniu, że PRAWDA polega na zgodności naszej opinii, naszego sądu, z tym czego opinia dotyczy. Traktujemy więc naszą opinię jako coś wtórnego wobec jej przedmiotu który jest taki jaki jest i to on stanowi kryterium prawdy osądu. Nasza opinia może być z tym stanem zbieżna – i wtedy jest prawdziwa – albo nie – i wtedy jest nieprawdziwa, co jest charakterystyczne dla realizmu filozoficznego oraz źródłem postawy ustawicznego dążenia do poszukiwania PRAWDY.

Postawa ta wynika wprost z realistycznej koncepcji prawdy, że “Prawda jest zgodnością myśli (osądu) z rzeczą (przedmiotem osądu)”. Jeżeli bowiem to przedmiot oceny jest pierwotny wobec naszego sądu, zaś poznanie ludzkie siłą rzeczy jest aspektowe, to NIGDY nie mamy pewności, że nasz osąd jest w pełni zgodny z rzeczywistością (a właściwie to ZAWSZE mamy pewność, że osąd z rzeczywistością nigdy nie jest w pełni zgodny). Stąd też konieczność dążenia do coraz szczegółowszego przybliżania się do prawdy (od czego w ogóle wzięła się nauka i koncepcja teorii naukowej).

W Cywilizacji Bizantyńskiej przyjmuje się, że PRAWDA jest zgodnością ocenianego przedmiotu z naszą opinią, a więc kryterium prawdy lokujemy w swoim osądzie. W konsekwencji jeżeli rzeczywistość jest z naszym osądem sprzeczna tym gorzej dla niej, gdyż założeniem podstawowym jest że nasza opinia jest prawdziwa z tej tylko przyczyny że jest nasza (przekonanie o możliwości ustanawiania prawdy, właściwe dla idealizmu i Cywilizacji Bizantyńskiej).

“Wolność” to antonim “swobody” – im głębsze rozumienie skutków, tym większa wolność, ale – paradoksalnie – mniejsza swoboda, gdyż – obiektywnie rzecz biorąc – jest tylko i wyłącznie jedna droga najlepszego postępowania, więc wolna, rozumna decyzja nakazuje podążanie właśnie tą drogą. Gdzie tu miejsce na swobodę?

Dla mentalności ukształtowanej w Cywilizacji Bizantyńskiej, gdzie to Państwo a nie rzeczywistość określa co jest prawdą (vide: obecna Unia Europejska i definicja ślimaka jako ryby, czy podejście rządu niemieckiego do prawdy o imigrantach), takie podejście to oczywiście czysta anarchia, a przecież “wolność to wybór z tego co rozumiem”, więc aby działanie było prawdziwie “wolne” NIEZBĘDNA jest racjonalna analiza rzeczywistości w aspekcie skutków podjętej decyzji.

Dla ludzi ukształtowanych w innych paradygmatach cywilizacyjnych tę “najlepszą drogę” ukazuje Wódz (w Cywilizacji Turańskiej) lub Państwo (w Cywilizacji Bizantyńskiej). Tam na własną refleksję nie ma miejsca (na nieposłusznych też), zaś to typowo polskie dążenie do rozumienia sensu działań własnych i innych jest postrzegane jako właśnie skłonność do anarchii. Stąd też to charakterystyczne dla osób ukształtowanych w tych cywilizacjach „dwójmyślenie”, zauważone przez prof. Konecznego: czym innym jest działanie na prywatny użytek, ponieważ np. to nie dokumenty decydują o tym czy kupowany samochód jest w dobrym stanie czy też nie, ale jego rzeczywisty stan techniczny (a więc dla celów prywatnych kryterium prawdy jest zawarte w rzeczywistości), a czym innym działanie tego samego człowieka na płaszczyźnie publicznej, np. jako inspektora, dla którego to istniejący dokument jest pierwotną podstawą do oceny stanu samochodu – dopiero kiedy ten dokument jest, można ewentualnie oceniać stan rzeczywisty – a więc kryterium prawdy jest zawarte w urzędowym potwierdzeniu, czyli jakiejś decyzji Państwa.

Problem Cywilizacji Łacińskiej leży w tym, że postawa ustawicznego dążenia do poszukiwania prawdy jest bardzo męcząca – żeby w życiu podjąć jakąkolwiek decyzję, musimy bazować na jakichś założeniach. Nawet w wyborach życia codziennego mimowolnie opieramy się choćby na zaufaniu, które jest niczym innym jak wiarą w cudze twierdzenia którym przypisujemy doraźnie wartość prawdy bez ich nadmiernego sprawdzenia. A przecież poprawność jakiegokolwiek rozumowania wymaga prawdziwych przesłanek, zaś sprawdzanie wszystkich możliwych i w dodatku wstecz jest co najmniej mało praktyczne, o ile w ogóle możliwe. Co gorsza, jak już podjęliśmy decyzję na podstawie tak przyjętych przesłanek, to mamy normalną, ludzką tendencję do obrony swoich wniosków a w konsekwencji i do obrony prawdziwości tak lekkomyślnie przyjętych przesłanek. Mało kto się przyzna, że przyjął coś za prawdziwe ot, tak sobie.
Do tego więc, aby w Cywilizacji Łacińskiej nie popełniać przez kolejne pokolenia tych samych błędów, służy tradycja, wychowanie, więzi społeczne itd, a nade wszystko etyka Kościoła Katolickiego, zbudowana przecież na realizmie tomistycznym czyli oparta na realistycznym kryterium prawdy.

Problem Cywilizacji Bizantyńskiej polega na czym innym: skoro kryterium prawdy jest zawarte w moim sądzie a nie w przedmiocie osądu, to jeżeli dwie osoby o tym samym przedmiocie mają odmienny sąd, to któryś musi być nieprawdziwy. Tylko który? Zanim powstały jakieś metody rozstrzygania sporów to zazwyczaj tego, który ma krótszy kij albo mniej amunicji, ale to jest “dzikie”. Kolejnym szczeblem cywilizacyjnym jest, że sposobem rozstrzygania sporów była decyzja jakiegoś autorytetu (tak działa np. Cywilizacja Turańska czy cywilizacje sakralne), czyli “mądrzejszego” (choćby mądrością siły), a w Cywilizacji Bizantyńskiej wtedy właśnie wkracza Państwo jako najmądrzejsze z definicji, łopatą do głów kładące co jest prawdziwe a co nie przy pomocy różnorodnych przepisów, norm i regulacji. Jak ktoś ma inne zdanie niż ustawa przewiduje, to od razu wiadomo że nie ma racji i może sobie sprawdzić ile kosztować będzie opór w sprawie, nawet jeżeli logika, fakty i wszystkie dowody będą przemawiać za jego tezą.

Oczywiście praktycznie nigdzie nie występują formy czyste tych poglądów, często przyjmujemy z przyczyn praktycznych za prawdziwe pewne twierdzenia nawet się nad nimi nie zastanawiając. W efekcie po jakimś czasie jesteśmy już gruntownie omotani kokonem skutków podjętych na takich podstawach decyzji i niekiedy już z tym szczęściem dalej ani rusz. No i obrona tych decyzji staje się tożsamą z obroną siebie samego, a często wielu lat życia i przedziwnych wyborów (dramat profesorów marksizmu-leninizmu i centralizmu demokratycznego).

Z drugiej strony w Cywilizacji Bizantyńskiej też występują przebłyski realizmu, bo co z tego że wały powodziowe zrobione zgodnie z normą i przepisami, jak woda zalewa chałupę do połowy piętra. Wałów może nie podniosą, ale przynajmniej normę zmienią i wtedy stan powodzi zacznie się dopiero od drugiego piętra (niżej to tylko lokalne podtopienia), co zalanym wiele nie pomoże, ale na pewno poprawi statystykę.

Istota różnic cywilizacyjnych: nr 2 – relacja między prawem a etyką:

Na zdrowy rozum rzecz ujmując, jeżeli mamy dwa elementy, to możliwe są trzy relacje: pierwszy nad drugim, drugi nad pierwszym albo obydwa równe. Ponieważ chodzi o prawo i etykę, ich wzajemna równość nie ma sensu, gdyż są to osobne porządki rozumowania: etyka tworzy zdania normatywne w oparciu o analizę relacji między podmiotami etycznymi ze względu na rozpoznaną prawdę o nich, natomiast prawo tworzy zdania normatywne w oparciu o analizę relacji pomiędzy podmiotami prawa ze względu na przyjęte uprawnienia, a więc ze względu na ustaloną prawdę.

Widać, że źródła obydwu porządków sytuowane są w innych obszarach cywilizacyjnych, więc w obrębie danego porządku albo etyka ma prymat nad prawem (Cywilizacja Łacińska), albo to prawo jest źródłem etyki (Cywilizacja Bizantyńska).

Banalnie prosta sprawa, a przecież obecny spór o Trybunał Konstytucyjny jest niczym innym, jak prostym przejawem walki tych dwóch całkowicie odmiennych ujęć.

Rzecz w tym, że jeżeli przyjmujemy prymat prawa nad etyką (legalizm prawniczy), to moralne staje się wszytko to, co jest prawem dozwolone. Oczywiście tkwi w tym podejściu fundamentalna sprzeczność, której najlepszym wyrazem był Trybunał Norymberski – czy fakt ustanowienia prawa czyni działania z nim zgodne moralnymi. Otóż dla osób ukształtowanych w obszarze mentalnym Cywilizacji Bizantyńskiej JEST TO PYTANIE BEZSENSOWNE (!!!), gdyż skoro prawo decyduje o tym co jest moralne a co nie, rozważania o moralności prawa (które wg. ich definicji jest moralności źródłem) są pozbawione sensu.

Skoro zaś przyjmiemy (jak prof. Ehrlich), że istnieje jakieś źródło słuszności prawa, nie tylko niezależne, ale fundamentalne, no to mamy dwa wyjścia – albo lokujemy je w czymś zmiennym (“wola ludu”, “głos suwerena”, wytyczne KC albo poranne humory cara), albo w czymś niezmiennym (Dekalog, Koran, Pięcioksiąg etc.). Bez względu na dokonany wybór, mamy do czynienia z sytuacją oceny prawa przez pryzmat zasad do obrony których zostało stworzone. I w takiej sytuacji pytanie o “moralność prawa” ma oczywiście głęboki sens.

Akurat Cywilizacja Łacińska nie jest cywilizacją sakralną jak inne, które oparły się na innych formach objawienia niż dane przez Jezusa Chrystusa. Wynika to wprost ze wskazania, że “nie człowiek dla szabatu, ale szabat dla człowieka”, co wymusza konieczność refleksji nad ogólnymi podstawami etycznymi zawartymi w Objawieniu a konkretnym przypadkiem stosowania zarówno zasad etycznych jak i tworzonego dla ich obrony prawa (jak w niedzielnej Ewangelii: “…– Nikt cię nie potępił? – Nikt, Panie – Tak i ja ciebie nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej…” – a zgodnie z prawem powinny polecieć kamienie).

Tak więc w Cywilizacji Łacińskiej mamy do czynienia z prymatem etyki nad prawem i obserwowany w tym świetle spór pomiędzy dr Kaczyńskim z jednej strony a prezesem Rzeplińskim z drugiej, jest sporem nierozwiązywalnym metodą inną, niż głębokiego kompromisu. Ale też spór pomiędzy Premierem Orbanem a Komisją Europejską, czy też (na powrót z naszego podwórka) pomiędzy częścią “lewicy” a “prawicy” ma dokładnie ten sam charakter (podziały cywilizacyjne biegną “w poprzek” ugrupowań partyjnych, więc podział lewica/prawica stracił sens).

Skutkiem tworzenia obecnej UE w sposób odgórny i ideologiczny, nie liczący się z faktami, a więc właściwy dla Cywilizacji Bizantyńskiej, oraz narzucania rozwiązań zdominowanych przez legalizm prawniczy osobom ukształtowanym w oparciu o zasady Cywilizacji Łacińskiej, jest obecny chaos etyczny, wzmacniany kryzysami ekonomicznym oraz społecznym, związanymi z całkowitą bezradnością struktur  państwowych jak i europejskich wobec nowych zjawisk i braku skutecznych metod radzenia sobie z nimi.

Oczywiście nic nowego, w trakcie zjednoczenia Niemiec przez Bismarcka dokładnie to samo zjawisko można było obserwować w “łacińskiej” części państewek niemieckich (łatwo jest je odróżnić: z grubsza biorąc podział wiąże się z dominującym wyznaniem: jak katolicy, to bardziej “łacińsko”, jak protestantyzm, to bardziej “bizantyńsko”).

Co najgorsze, w ramach niemiłosiernie nam obowiązującej lewackiej narracji filozoficzno-systemowej zjawiska te są trudne do ujęcia, gdyż albo wnioski z analizy stoją w sprzeczności z rzeczywistością, albo są sprzeczne z obowiązującą narracją i w związku z tym odrzucane jako niemożliwe lub nieprawdziwe.
W efekcie realne jest zagrożenie, iż w niedługiej perspektywie zapaść strukturalna UE może osiągnąć takie rozmiary, że może pojawić się przekonanie jakoby jedynym sposobem utrzymania porządku na kontynencie było wezwanie o zewnętrzną pomoc, co naturalnie nie rozwiąże problemu UE, ale przy błędnym wyborze formy tej pomocy może w radykalny sposób rozwiązać problem dalszego istnienia Europy.

Może więc spróbować godzić ogień z wodą, zanim znowu ktoś wpadnie na pomysł nawracania bliźnich mieczem?

Koncepcja dotyczy zasad stworzenia podstaw harmonijnej współpracy ludzi różnych kultur i cywilizacji, lecz bez próby dekretowania przyszłych stosunków, zaś oprócz tego wydaje się być sensowną próbą rozwiązania impasu w którym znalazły się kraje UE i wskazówką działań mogących nie tyle zapobiec najbardziej niekorzystnemu rozwojowi wypadków (gdyż na to jest prawdopodobnie już zbyt późno), ile pozwalających na przygotowanie się do niego i zminimalizowanie związanych z nim skutków.
Wiąże się z nią konieczność uznania podmiotowości Narodu Cywilizacji Łacińskiej, do czego niezbędne jest przede wszystkim jasne zdefiniowanie tego pojęcia.

Definicja “Narodu”

Koniecznie należy odróżnić dwa całkowicie odrębne pojęcia “Narodu”:
– „Naród polityczny”, będące pojęciem szerszym, związanym z prawami politycznymi i będącym wynikiem istnienia Państwa jako struktury administracyjnej (odgórny kierunek kształtowania „Narodu” poprzez akt przyznania danej osobie przez władze właściwe dla tej struktury administracyjnej jakichś praw i obowiązków, typowy dla cywilizacji Bizantyńskiej i Turańskiej);
– „Naród” w rozumieniu węższym, w tym jako inicjatora powstania jakiegoś Państwa w celu usprawnienia sposobu funkcjonowania w obszarze dobra wspólnego poprzez delegację części praw własnych naturalnych i wzięcie obowiązków wskutek akceptacji zasad tworzących wspólnotę i ich dobrowolnego przyjęcia (kierunek oddolny kształtowania „Narodu” jako dobrowolnego zrzeszenia osób świadomie i indywidualnie gotowych do rezygnacji z części swoich praw oraz wzięcia na siebie ciężaru obowiązków w imię dobra wspólnego Narodu, typowy dla Cywilizacji Łacińskiej).

Otóż w tym ujęciu pojęcie „Naród Cywilizacji Łacińskiej” jest rozumiane jako dobrowolna wspólnota osób tych samych praw i obowiązków skupiona wokół podstawowych zasad tworzących Cywilizację Łacińską, a więc etyki Kościoła Katolickiego budowanej w oparciu o centralne zagadnienie realizmu tomistycznego, zgodnie z którym kryterium prawdy osądu zawarte jest w jego przedmiocie, następnie podstawowe zasady prawa rzymskiego oparte o rozdzielność praw prywatnych i prawa publicznego oraz równość danego prawa wobec wszystkich osób mu podlegających, a także zasada wolności jako prawa do rozumnego wyboru, który może być ograniczony wyłącznie przez wspólnotę i wyłącznie ze względu na ochronę istotnego dobra wspólnoty lub jej członków.

Podkreślić należy słowo „dobrowolna” – przynależność do Narodu Cywilizacji Łacińskiej jest indywidualnym, wolnym aktem woli konkretnej osoby, nie jest tożsama z obywatelstwem lub inną formą administracyjną, nie jest wynikiem urodzenia ani nie jest przenoszona w drodze dziedziczenia. Jest to wyłącznie kwestia decyzji dojrzałej już osoby, decydującej się na funkcjonowanie według zasad i porządku prawnego właściwego dla takiej wspólnoty.

Oznacza to oczywiście, że z konieczności równolegle muszą funkcjonować inne zasady i porządki prawne, wybór których również jest możliwy, naturalnie wraz z przyjęciem praw i obowiązków z nimi związanych.

Istota koncepcji Unii 2.0  

Istotą koncepcji jest powołanie Unii Narodów Cywilizacji Łacińskiej, równoległej do obecnych, stworzonych w oparciu o decyzje administracyjne państw członkowskich, struktur UE, do której Narody mogą się przyłączać wskutek indywidualnej decyzji swoich członków (ujęcie personalne a nie terytorialne), zaś w ramach porządku prawnego poszczególnych Państw i w sposób im właściwy również wraz z terytorium czy to w całości czy to we fragmentach.

Sam mechanizm powstawania takiego organizmu politycznego jest w pewnym sensie podobny do procesu powstawania obecnej Unii Europejskiej (Unia Europejska też nie ma terytorium innego niż państw ją tworzących), aczkolwiek w Unii przybrał postać czysto bizantyńskiego odgórnego przymusu, co powoduje że mieszkańcy tych państw muszą funkcjonować w systemie prawnym Unii bez względu na to czy się zgadzali z nim w trakcie wejścia ich Państwa do Unii czy też nie i bez względu na ich stosunek do późniejszych aberracji.

Należy podkreślić, że o tworzeniu się sposobu życia zbiorowego zwanego obecnie Cywilizacją Łacińską można mówić dopiero od przyjęcia filozofii św. Tomasza przez Kościół, czyli pojawienia się nurtu realizmu w etyce Kościoła (stąd też po dwustu latach wybuch reformacji jako reakcji niezgody na metafizykę realistyczną tej części społeczeństw europejskich, które były kształtowane w duchu rozmaitych idealizmów, a więc w Cywilizacji Bizantyńskiej). Próby nacisku Cywilizacji Bizantyńskiej na Łacińską, ze względu na odmienny kierunek relacji pomiędzy prawem a etyką i dezorientację etyczną osób ukształtowanych w Cywilizacji Łacińskiej („harmider etyk”) skutkują odwołaniem się do siły, a więc do reguł tworzących Cywilizację Turańską (koncepcja legitymizacji władzy Hobbes’a, nadludzie Nitschego czy filozofia państwa Carla Schmitta).

Tak więc przykładowo o ile Francja w swoich szerokich warstwach społecznych była przez wieki kształtowana w duchu idealizmu (opactwo w Cluny etc.), natomiast jej elity od Karola Wielkiego w mieszance idealistyczno-realistycznej (idealizm ale z próbami realistycznego tłumaczenia), kiedy cienka nić realizmu przeszła do Europy przez Irlandię (Beda Venerabilis a później przez Egberta Alkuin i jego pierwszy uniwersytet) – natomiast po św. Tomaszu już w znacznej mierze w duchu realizmu – o tyle w Anglii sytuacja była odwrotna: na ukształtowane już bardziej w realizmie społeczeństwo narzucony został przez Henryka VIII system bizantyński, połączony z wymianą elit na spolegliwe władzy a nie prawdzie.

O ile jednak w Anglii podstawy realizmu były zakonserwowane w systemie sądowniczym z racji sposobu jego funkcjonowania (choć i tak w aparacie władzy efektem końcowym był brutalny pragmatyzm), o tyle we Francji realizm był słabo zakorzeniony, vide tendencje absolutystyczne i stosowanie rozwiązań w najlepszym wypadku bizantyńskich (Colbert), a w istocie turańskich (“Państwo to ja”), co również owocowało dominacją brutalnego pragmatyzmu. Rzeź elit w trakcie rewolucji francuskiej dopełniła upadku postaw bazujących na realizmie, powstałą pustkę aksjologiczną próbowano wypełnić rozmaitymi ideologiami, również państwowotwórczymi (August Comte), podczas gdy w Anglii XIX w. rolę tę pełniły koncepcje ekonomiczne, ale w tej chwili zarówno Francja jak i Anglia są de facto krajami misyjnymi. I islam chce wypełnić swoją misję.

Nagle więc pojawia się spora grupa zdeterminowanych ludzi obojętnych na dylematy Cywilizacji Bizantyńskiej i Łacińskiej, ludzi którzy nie chcą prawdy ani szukać ani jej ustalać, ponieważ PRAWDĘ ZNAJĄ. Konkretnie jest zawarta w Koranie, który daje odpowiedź na wszystkie możliwe pytania, a jeżeli na jakieś pytanie akurat nie ma w nim odpowiedzi, to znaczy że pytanie jest niemożliwe a wątpliwości zupełnie zbędne, podobnie jak pytający. Grupa ta jest gotowa do narzucania swojej wizji świata siłą, a ponieważ w sztuce niezadawania pewnego rodzaju pytań i gotowości podporządkowywania się Europejczycy są obecnie tresowani od kołyski, więc grunt pod zmianę jest już praktycznie gotowy.

Ten właśnie skutek obserwujemy obecnie w Europie, szczególnie po ostatnich wydarzeniach pokazujących albo instytucjonalną bezsilność albo sterowaną odgórnie zadekretowaną niemoc organów odpowiadających za bezpieczeństwo obywateli w poszczególnych państwach UE. Jak na razie „palmę pierwszeństwa” wydaje się dzierżyć duńska policja, która podobno młodą dziewczynę składająca skargę na próbę gwałtu, postawiła w stan podwójngo oskarżenia: za nielegalne posiadanie gazu pieprzowego oraz za użycie go w samoobronie.

Ratunku dla Francji jako państwa w zasadzie już chyba nie ma, zresztą to samo prawdopodobnie dotyczy i innych państw Europy Zachodniej. Sygnałem końca pewnej epoki będzie, gdy realne bezpieczeństwo na ulicy zapewni kobietom jedynie burka a mężczyznom turban, natomiast noszenie ich będzie wiązało się z koniecznością przejścia na islam.

Choć może się to wydawać dziwne, to już w perspektywie najbliższych dwóch lat może całkowicie zmienić się sytuacja społeczno-polityczna również w innych państwach Unii Europejskiej: zostaną z nich tylko zewnętrzne formy administracyjne, które łatwo będą mogły demokratycznie wprowadzić szariat, a nawet stworzyć Kalifat europejski.

Mechanizm tak raptownej zmiany jest prosty: otóż Państwo w Cywilizacji Bizantyńskiej funkcjonuje dopóty, dopóki ludzie mniej lub bardziej chętnie, ale poddają się jego przepisom i egzekwującym je służbom. Dlatego też tak wielką wagę przywiązuje takie Państwo do wczesnej edukacji, która ma za zadanie wyselekcjonować przyszłą kadrę, oraz wszystkim wpoić karność, gdyż ta cnota woli odpowiada za poddanie się prawu stanowionemu.

Tak więc dla Państwa w Cywilizacji Bizantyńskiej ludzie masowo i jawnie lekceważący przepisy, w dodatku za zgodą Państwa przejawiającą się w braku działań, są jak trucizna – pokazują innym, że można Państwo bezkarnie lekceważyć. Natomiast islam ma swoją koncepcję Kalifatu i przepisów, przestrzeganie których wymuszane jest groźbą śmierci.

Jeżeli więc przychodzi masa “uchodźców” nie mówiących i nie chcących mówić w żadnym ze znanych gospodarzom języków, nie tylko jawnie lekceważących to Państwo, ale w dodatku namawiając żeby się do nich w tym lekceważeniu przyłączyć, zaś dla zachęty mają uwolnienie od konieczności przestrzegania uciążliwych przepisów, a dla opornych karę śmierci, to czy będzie wzbudzało zdziwienie, że masy ludzi w Europie, przyzwyczajone do karnego przystrzegania wszystkich możliwych i niemożliwych przepisów oraz postawione przed takim dylematem, podporządkują się w zamian za święty spokój i masowo zaczną przechodzić na islam? Tak więc nie tylko demografia, ale też zwykły, ludzki strach mogą spowodować gwałtowne zmiany wyników wyborów.

Tak długo, jak długo porządek prawny państw Cywilizacji Bizantyńskiej związany był z chrześcijaństwem, w normalnych warunkach istniał jakiś fundamentalny zestaw wartości regulujący podstawowe zasady relacji Państwo – poddany (bo o “obywatelu” w Łacińskim tego słowa rozumieniu nie można mówić) w oparciu o który tworzony był system reguł ogólnych jego funkcjonowania. System ten uosabia Państwo i w związku z tym Bizantyniec może tylko “w Państwie, z Państwem, przez Państwo i dla Państwa”, bo jako źródło prawdy jest ono nadrzędną wartością dla której warto było się poświęcać i narażać. Co prawda chrześcijaństwo w Europie Zachodniej już w dużej mierze nie istnieje, na poziomie państwowym w zasadzie całkowicie, ale Państwo zostało, tylko że w przeciwieństwie do islamu, z racji swojej pustki aksjologicznej, nie jest już w stanie niczego zaproponować ani zapewnić, poza resztkami mechanicznych czynności z obszaru pomocy społecznej.

Oczywiście taka sytuacja rodzi napięcia społeczne, dojrzewa bunt, będą tworzyć się oddolne inicjatywy obronne zarówno przeciw islamowi jak i państwu, aż sytuacja wymknie się spod jakiejkolwiek kontroli, a że reakcja państwa będzie niewystarczająca, powstaną sprzyjające warunki dla rozwoju koncepcji szukania pomocy na zewnątrz: zdaje się, że Rosja już tylko czeka na sygnał.

Koncepcja „Unii 2.0” jest drogą ratunku dla resztek Cywilizacji Łacińskiej, przynajmniej w Europie Środkowej. Jak wspomniałem, dla krajów Europy Zachodniej jest już prawdopodobnie zbyt późno, ale przynajmniej dla niektórych ich mieszkańców może to być jeszcze jakaś szansa.

Oczywiście jest to propozycja dla tych, którzy mają poczucie wspólnoty wykraczającej poza poziom czysto lokalny, natomiast pożądane jest stworzenie pewnego wzorca zawierającego odniesienia do unikalnych polskich doświadczeń związanych z rozwojem i upadkiem Cywilizacji Łacińskiej w postaci wskazania zagrożeń dla jej funkcjonowania, obecnie już zidentyfikowanych wraz z ich negatywnymi skutkami, oraz propozycji systemowych zabezpieczeń przed popełnianiem podobnych błędów.

Zagrożenia te można rozpatrywać w kilku płaszczyznach odniesienia (zewnętrzne, wewnętrzne, polityczne, ekonomiczne, społeczne etc.), ale w tym ujęciu najistotniejsze są zagrożenia fundamentalne, wynikające z nieuświadamiania sobie w przeszłości ich wagi, a są nimi m.in.:

– tendencje do petryfikacji struktur społecznych (np. feudalizm w Europie czy statuty wiślickie w Polsce wraz z ich późniejszymi konsekwencjami, których negatywny wpływ na relacje między stanami oraz zdolność do naprawy wad systemu uwidocznił się wtedy, gdy na działania sanacyjne było już zbyt późno);

– brak stabilnego, jednoznacznego zdefiniowania i umocowania systemu wartości tworzącego Cywilizację Łacińską, czyli jasnego wskazania na etykę katolicką opartą o realistyczne kryterium prawdy (system wartości rozumiany był przez pokolenia jako pewna zastana oczywistość, co przy braku świadomości istnienia zagadnienia wpływu różnic systemów metafizycznych na rozwiązania cywilizacyjne ułatwiało destrukcyjne dłubanie przy zasadach);

– uzależnienie losów wspólnoty od indywidualnych cech jednostek którym wspólnota powierzała pewne zadania (vide: królowie wybitni a słabi), co czyniło wspólnotę relatywnie słabszą niż ościennych państw, bazujących na rozwiązaniach systemowych z Cywilizacji Bizantyńskiej (ostatecznie Rosja stała się realnym zagrożeniem dopiero po modernizacji przez Piotra Wielkiego, który przebudowę państwa od strony strukturalnej wzorował na rozwiązaniach niemieckich);

– zagadnienie dziedziczenia pozycji społecznej, co w zależności od systemu dziedziczenia majątku prowadziło do koncentracji majątków lub ich rozdrabniania, a w konsekwencji w obydwu skrajnościach do blokowania rozwoju innowacji, gdyż albo mogły być zagrożeniem dla istniejących rozwiązań, albo nie było zaplecza ekonomicznego dla ich wdrażania, co skutkowało marnowaniem ogromnego potencjału twórczego (warto tu wskazać na doświadczenia bawarskie, czyli obszar Cywilizacji Łacińskiej na terenie Niemiec, gdzie wsparcie istniejącej aktywności jednostek poprzez strukturalne rozwiązania bizantyńskie zaowocowało wręcz skokiem innowacyjności w dziedzinie techniki, choć skutkowało degeneracją w obszarze cywilizacyjnym – Nietsche, Schmitt, nazizm).

Propozycją takiego wzorca jest prezentowany już na portalu przykład Konstytucji Narodu Polskiego, zawierającej  zasady organizacji państwa ograniczone do najistotniejszych elementów tworzących i w obszarze dotychczas rozpoznanym zabezpieczających rozwiązania właściwe dla Cywilizacji Łacińskiej (http://naszeblogi.pl/61100-projekt-konstytucji-narodu-polskiego-cywilizacji-lacinskiej).

Konstytucja dla Narodów Cywilizacji Łacińskiej

Najistotniejsza w projekcie jest Preambuła oraz elementy systemu prawnego (w tym sposób funkcjonowania sądów) – są one gwarancją, że Państwo „Unii 2.0” nie będzie ani teokracją ani opresyjnym państwem ideologicznym, lecz w duchu poszanowania wolnej woli ludzi będzie zachęcać do funkcjonowania w proponowanym porządku prawnym, jednocześnie umożliwiając życie w innych, nawet zupełnie odmiennych.

Nowością jest niewątpliwie propozycja odmiennych statusów różnych osób, wynikających z ich indywidualnej, ale odwracalnej decyzji: począwszy od zadeklarowanych przeciwników takiego rozwiązania, nie akceptujących Konstytucji, funkcjonujących w obszarze terytorialnym własnego porządku prawnego i w związku z tym nie podlegających ani obowiązkom ani nie korzystający z ochrony wspólnot innych niż własna, poprzez kategorię określoną roboczo jako „poddani”, akceptujący rozwiązania zawarte w Konstytucji na gruncie publicznym, choć deklarujący chęć życia we wspólnocie własnego porządku prawnego (np. wspólnota islamu czy judaizmu) i z racji tego ograniczających swoją aktywność polityczną do swojej wspólnoty, następnie „obywateli”, nie tylko akceptujących Konstytucję ale również Króla i przyjmujących porządek prawny państwa za swój i choć nie podzielających wartości tworzących Naród, to już partycypujący we władzach i stanowieniu prawa w normalnym procesie wyborczym (Sejm), oraz na koniec kategoria „członków Narodu Polskiego”, z czym wiążą się określone obowiązki indywidualne oraz wynikające z nich przywileje polityczne.

Ta propozycja jest w pewnym sensie podobna do propozycji obecnej UE (każdy jest zapraszany), ale jakościowo odmienna (zaproszenie jest indywidualne, skierowane do poszczególnych osób a nie Państw i nawet jeżeli korzystamy z zaproszenia, to możemy funkcjonować w sposób jaki uznajemy dla siebie za stosowny).

Warunek sine qua non jest jeden: jeżeli Państwo to ma być oparte na zasadach Cywilizacji Łacińskiej, to jedynym sposobem zapewnienia niezmienności jej fundamentalnych zasad i ochrony przed próbami ich zmiany w miarę upływu czasu, jest tylko bezpośrednie odwołanie do twórcy zasad etyki Kościoła, a więc Boga jako osoby niezmiennej i jedynej znającej całą prawdę o wszystkim.

Z punktu widzenia czystej logiki i znajomości meandrów historii widać wyraźnie, że powierzenie jakimkolwiek ludziom czy instytucjom władzy decydowania o tym co jest dobre a co złe, przynosi opłakane skutki (zaczęło się od wyrzucenia z raju).

Skoro zaś nie człowiek rozstrzyga o prawdzie tylko rzeczywistość, to w wymiarze praktycznym musi być wskazane wprost jedyne źródło prawdy jakim jest świat jako taki i wszystkie tworzące go elementy, oraz depozytariusz pełnej prawdy o świecie którym jest jedynie Bóg.

Oznacza to, że w celu uchronienia się od wpływu słabości ludzkiej na losy ludzi Naród MUSI uznać Królem Jezusa Chrystusa, który będzie jedynie reprezentowany przez Regenta, będącego tylko Jego pełnomocnikiem w zakresie określonym w Konstytucji, bez prawa rozstrzygania o PRAWDZIE.

I to zakotwiczenie w niezmiennej transcendencji jako źródle PRAWDY, do której jako ludzie się co najwyżej jedynie przybliżamy, musi być również podstawą Unii 2.0, Unii Narodów Cywilizacji Łacińskiej, choć oczywiście różne Narody mogą u siebie podchodzić do tego w rozmaity sposób. Ostatecznie tworzą je dorośli ludzie i powinni wiedzieć do robią, natomiast sposób działania i pozostała struktura takiego państwa może być już wynikiem jakiejś zgody.

Należy zdecydowanie podkreślić – nie chodzi w żadnym wypadku o państwo wyznaniowe, lecz o takie Państwo, którego publiczny system wartości tworzy pewien wzorzec, stały i niezmienny dzięki zakorzenieniu w transcendencji poprzez akt Intronizacji Jezusa Chrystusa, ale Państwo otwarte dla tych, którzy chcą funkcjonować w innym, własnym porządku prawnym, nawet budowanym na innym systemie wartości.

Jest to całkowicie zgodne z istotą “polskiej wolności”, tak charakterystycznej dla Cywilizacji Łacińskiej, która ma swoje źródło w przekonaniu, że skoro nawet mój osąd jest co najwyżej przybliżeniem do prawdy, to oczywiście czyjś także. A w takim razie na jakiej podstawie ktoś chce mi NARZUCAĆ swoje rozumienie rzeczywistości? Ostatecznie skoro nikt nie ma patentu na mądrość z wyjątkiem Pana Boga, to jak ktoś może twierdzić a priori że ma rację: jeżeli ją ma bardziej niż ja, to może przecież to udowodnić, a jak nie, to żegnamy ozięble.

Mówiąc przewrotnie, ta istota “polskiej wolności” nie jest niczym innym, niż domaganiem się prawa do robienia na własny rachunek nawet głupstw oraz wewnętrzną, głęboką niezgodą na narzucanie nam nakazu robienia czegoś, co my uważamy za głupie.

Wydaje się, że w dzisiejszej sytuacji europejskiej, koncepcja “Unii 2.0” Narodów Cywilizacji Łacińskiej jest zarówno trafną receptą i propozycją na przyszłość, jak i realną drogą polityczną dla Polski (a właściwie: dla Polaków) – w dodatku sytuującą Polskę (a dokładniej: Naród Polski) w roli lidera zmiany i pewnego rodzaju wzorca postaw.

W listopadzie ma mieć miejsce akt intronizacji, Intronizacja Jezusa Chrystusa na Króla Polski. Dokument Intronizacyjny jest obecnie przygotowywany, natomiast z informacji które mam wynika, że będzie on miał charakter bardziej symboliczny niż realnego aktu politycznego.

Warto jest zwrócić uwagę, że przy Ślubach Lwowskich Jan Kazimierz nie obrał Maryji Królową Polski lecz Królową państw pod zwierzchnością Króla Polski (wystarczy przeczytać tekst ślubów: http://www.duchprawdy.com/lwowskie_sluby_jana_kaziemierza_1656.htm(link is external)), a przecież Król Polski był królem narodowym, Królem Narodu Polskiego, jako że obierany był przez Naród Polski w drodze elekcji ze zgłoszonych kandydatów (przynależność do stanu szlacheckiego była wtedy w pewnym przybliżeniu równoznaczna z przynależnością do Narodu Polskiego, choć świadomość narodowości miała w tej epoce inny charakter z racji stanowości społeczeństwa i rozwijała się przez wiele wieków), nawet jeżeli był cudzoziemcem jak choćby Stefan Batory.

Akt Intronizacji dotyczy nie tyle obrania Króla, ile uznania Pana Jezusa Królem, pytanie tylko czy Królem Polski czy Królem Narodu Polskiego. Różnica jest kolosalna jeżeli chodzi o skutki (w tym polityczne), gdyż uznanie Pana Jezusa Królem Polski:
– wiąże Akt Intronizacji z konkretnym bytem politycznym jakim jest obecna Rzeczpospolita Polska, w dodatku będąca członkiem Unii Europejskiej i wskutek tego podlegająca jej prawom, częstokroć sprzecznym z nauką Pana Jezusa;
– w obecnej sytuacji politycznej i istniejącego rozdarcia społeczeństwa na dwa przeciwstawne obozy, będzie wiązało się w sposób nieuchronny z pogłębieniem podziałów i demonstracyjnym lekceważeniem Intronizacji przez jej przeciwników – podział ten jest w istocie bezpośrednim wynikiem istnienia chaosu pojęciowego, mającego źródło w braku rozróżnienia tych dwóch osobnych znaczeń pojęcia „Narodu”:

Uznanie Pana Jezusa Królem Narodu Polskiego dotyczy oczywiście tego węższego rozumienia pojęcia „Narodu”, właściwego dla Cywilizacji Łacińskiej i w związku z tym ma zupełnie inny, ponadczasowy i ponad administracyjny charakter, omijający całkowicie problemy związane z pomieszaniem pojęć „Narodu” i „Narodu politycznego” (jeżeli ktoś nie uznaje Aktu Intronizacji, to znaczy że nie uważa się za członka Narodu Polskiego – choć może uważać się i być uważanym za Polaka w sensie politycznym, jako że jest to znacznie szersze pojęcie), gdyż Naród Polski ani nie jest stroną traktatów tworzących Unię Europejską, ani też jego istnienie nie zależy od istnienia jakichkolwiek form administracyjnych, zaś wtedy Akt Intronizacji staje się zarazem aktem komplementarnym do Ślubów Lwowskich – Maryja jest Królową Królestwa Polskiego, czyli ludów i państw pod panowaniem Króla Narodu Polskiego (w tym państwa polskiego), a Królem tym w Akcie Intronizacji uznany zostaje Jezus Chrystus.

Zgodnie z osobistym stwierdzeniem Maryi w trakcie objawienia w dn. 14 sierpnia 1608 r. o. Juliuszowi Mancinellemu (włoski jezuita, był ojcem duchowym i świadkiem śmierci św. Stanisława Kostki): “…Dlaczego nie nazywasz Mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie…”, Maryja bardzo konkretnie wskazuje, że chce być Królową Polski jako królestwa, a nie jako państwa – tak też zrozumiał to Jan Kazimierz, gdy w tekście Ślubów polecał Maryi m.in Państwo Polskie, ale też i Wielkie Księstwo Litewskie, Księstwo Mazowieckie, Smoleńskie etc.

Ciągle jeszcze jest szansa, że Akt Intronizacji będzie miał charakter uruchamiający mechanizm bardzo dobrych zmian w Europie, stając się wzorem dla innych Narodów Europy a nawet świata – być może wspomniana koncepcja “Unii 2.0” Narodów Cywilizacji Łacińskiej byłaby pewnym przyczynkiem do rozważań o charakterze i kierunku tych zmian, ale nie da się ukryć, że bez starannie skonstruowanej Konstytucji Narodu Polskiego będzie to co najmniej trudne.

Obserwator

Dodaj komentarz

avatar
3000