Prezydent, nadzwyczajna kasta i Polacy – węzeł gordyjski

Już o tym raz pisałem, ale serwis http://www.niezalezna.pl miał przejściowy problem z linkowaniem do http://www.naszeblogi.pl i jakoś sprawa przemknęła bokiem, a ponieważ sprawa niezależnych sądów jest kluczowa dla przeprowadzenia jakichkolwiek sensownych zmian (nie mówiąc o wzruszeniu zaskorupiałych postkomuszych układów, szczególnie lokalnych), trzeba ją poruszać, póki jeszcze czas.

Jak pokazało doświadczenie, pod pretekstem obrony niezależności wymiaru sprawiedliwości udało się poruszyć dość sporo ludzi dobrej woli i słabego rozeznania, którzy – jak się wydaje – zupełnie na serio myśleli że obecny aparat sądowniczy rzeczywiście jest niezależny, bo z braku kontaktów z wyżej wymienionym nie wiedzą, że owszem, jest niezależny, ale głównie od rozumu i przyzwoitości (zupełnie nie rozumiem szlachetnego milczenia prokuratury odnośnie takiej jednej rozmowy jednego z sędziów Sądu Najwyższego a propos nieletnich w Tajlandii, ktoś się tym jeszcze zajmuje, czy czekamy aż wiek zrobi swoje?) oraz oczywiście od przepisów prawa.

Rzecz bowiem w tym, że sędzia ma przepisy znać i stosować, a nie na ich podstawie tworzyć sobie swobodne i dowolne konstrukty myślowe (nazywane “interpretacją” oraz – w późniejszym etapie – “ugruntowanym orzecznictwem”), stosownie do których wybiera pasujące mu dowody, odrzucając – jego zdaniem – nieodpowiednie. Ten proceder dla odmiany, nosi miano “swobodnej oceny dowodów” i powoduje często konfuzję u uczestników procesu, kiedy nagle przy ogłoszeniu wyroku kluczowy argument strony wskazujący na fakt potwierdzony w piśmie procesowym przez przeciwników w sporze oraz przyznany w trakcie przesłuchania przez odpowiednią osobę również ze strony przeciwnej, uznany zostaje przez sędziego za “nieudowodniony” wbrew k.p.c., który w artykule 229 wyraźnie mówi, że: “…Nie wymagają również dowodu fakty przyznane w toku postępowania przez stronę przeciwną, jeżeli przyznanie nie budzi wątpliwości…” (z życia wzięte), lub też kluczowy dowód w postaci pisma strony przeciwnej, potwierdzający argumentację strony, jest odrzucony jako: “…zgłoszony zbyt późno…”, no bo zasada prekluzji dowodowej co prawda mówi, że można wskazać nowe dowody jeżeli potrzeba ich przywołania pojawiła się później, ale ocena tej potrzeby należy do sędziego, a ten zrobi co zechce (również z życia wzięte).

Tak więc realnym problemem jest nie tylko jakość składu sędziowskiego, ale również sposobu traktowania przez sądy przepisów prawa. Jeżeli k.p.c. w art. 126(2) § 1 wyraźnie mówi, że: “…Sąd nie podejmie żadnej czynności na skutek pisma, od którego nie została uiszczona należna opłata…”, a jednocześnie w ustawie o opłatach sądowych definiuje pojęcie “należnej opłaty”, to oznacza – zgodnie z zasadą legalizmu, mówiącą że wszelka władza państwowa (a więc również władza sądownicza) działa wyłącznie w ramach i na podstawie prawa – że suweren (czyli obywatele, a nie żadna “konstytucja”) poprzez władzę ustawodawczą zażyczył sobie, żeby sąd nie podejmował żadnych czynności na skutek nieopłaconego należycie pisma i wstrzymanie się od jakichkolwiek czynności jest sądu psim obowiązkiem, NAKAZANYM PRAWEM, a więc jeżeli referendarz przegapi, sekretarka wydziału puści sprawę dalej, przewodniczący klepnie i przydzieli a sędzia przyjdzie na salę, TO ZGODNIE Z ZASADĄ LEGALIZMU NIE JEST TO DZIAŁANIE SĄDU (no bo prawo mówi wprost, że: “…Sąd nie podejmie żadnej czynności…”) tylko “travail privé” gościa w todze na torsie i łańcuchu na karku w państwowym lokalu w godzinach pracy i w efekcie nie mamy do czynienia z wyrokiem sądu w imieniu Rzeczpospolitej, tylko prywatną opinią danego sędziego (bo prawo nie zezwala Sądowi na podjęcie żadnych działań), natomiast sędzia w ramach czasu wolnego może sobie oczywiście chodzić gdzie chce, nie tylko na obiady do “Sowa i Przyjaciele”, ale nawet do wolnej chwilowo sali sądowej. I co? I nic, sprawa przechodzi gładko przez apelację, z kuriozalnym argumentem o “powadze rzeczy osądzonej” (też z życia).

Clou problemu od strony strukturalnej leży w wymieszaniu w przepisach dwóch odmiennych logik postępowania i pozostawieniu sędziemu możliwości swobodnego kluczenia między nimi. Jak się Jan Maria Rokita zachwycał wprowadzeniem zasad kontradyktoryjności postępowania i prekluzji dowodowej (czyli że sąd nie dąży do ustalenia prawdy obiektywnej tylko porównuje dowody, zaś dowody te strony mają dostarczyć na początku procesu i koniec), to dopiero jak go Niemcy pobili w samolocie i zetknął się był na własnej skórze z tą właśnie logiką postępowania (tyle że nie u nas), zaczął się robić jakoś dziwnie rozsądny – jak widać, okrężna droga prowadzi nie tylko “…do serca…” (bo: “…przez żołądek…”), ale i do rozumu, co praszczury odkryły już wieki temu.

I tego bajzla mentalnego cała ta “nadzwyczajna kasta” będzie bronić jak Castro socjalizmu, bo może najbezczelniej robić co chce I ZAWSZE BĘDZIE W STANIE ZNALEŹĆ ARGUMENT PRAWNY, NAWET ŁAMIĄC PRAWO – no bo kto ma to oceniać (!!!)

Ale spróbujmy się zastanowić, jak skonstruować taką reformę sądownictwa, która uniemożliwi protesty, a jednocześnie pozwoli na masowe powołanie nowych sędziów. A jak? Ano – wbrew pozorom – całkiem prosto.

Należy podnieść i przedłożyć pod dyskurs publiczny kwestię wykorzystania szansy stwarzanej przez obecny kryzys wokół KRS i SN, do zaproponowania rozwiązania, którego ta “nadzwyczajna kasta” nie jest sobie po prostu w stanie wyobrazić, bo znajduje się ono poza obszarem obejmowanym przez nich mentalnie, a które z jednej strony w zasadzie uniemożliwi dalsze podsycanie atmosfery zagrożenia sądów, bo nie będzie już żadnego pretekstu, a z drugiej strony pozwoli na stworzenie całkowicie nowego systemu sprawiedliwości w obszarze przede wszystkim prawa cywilnego (a być może również karnego) i to zarówno od strony kadrowej jak i funkcjonalnej.

Punktem wyjścia koncepcji jest konstatacja, że obecnie funkcjonująca zasada kontradyktoryjności postępowania jest fundamentalnie sprzeczna z zasadą prawdy obiektywnej gdyż są to zasady wywodzące się z odmiennych ujęć cywilizacyjnotwórczych, jako że sytuują kryterium prawdy w zupełnie innych obszarach.

Zasada kontradyktoryjności w ogóle może funkcjonować w oderwaniu od zasady prawdy materialnej (w takim trybie postępowania pojęcie “prawdy materialnej” jako zgodności oceny z rzeczywistością, w ogóle nie istnieje), ponieważ lokuje kryterium prawdziwości osądu w tworzonym dla potrzeb danej sprawy fikcyjnym modelu relacji prawnej budowanym w oparciu o dobrane dowody, natomiast kryterium prawdy sytuuje w przepisach (prymat prawa nad sprawiedliwością).

Zasada prawdy materialnej sytuuje kryterium prawdy w rzeczywistości obiektywnej (prymat sprawiedliwości nad prawem), zaś dążenie do sprawiedliwości polega na rozpoznaniu rzeczywistych uprawnień realnych osób i związanego z tym dążenia do oddania każdemu tego, co mu jest należne.

Krótko mówiąc, zasada kontradyktoryjności postępowania jest rozwiązaniem rodem z Cywilizacji Bizantyńskiej, natomiast zasada prawdy materialnej rodem z Cywilizacji Łacińskiej. Nie jest więc możliwe stworzenie rozwiązania kompromisowego (aczkolwiek można je mieszać, jak w obecnym KC i KPC, tworząc mętlik pojęciowy pozwalający na cokolwiek, w efekcie działalność sędziów nie napotyka tu na żadne ograniczenia), natomiast jest możliwe stworzenie rozwiązania sankcjonującego obydwa te ujęcia, ale wyłącznie pod warunkiem wypracowania kryterium rozróżniającego i separującego obydwa te porządki.

Istotą koncepcji jest to, aby obecnie funkcjonujący porządek prawny wraz z aparatem sędziowskim pozostawić dla rozstrzygnięć pomiędzy osobami prawnymi (sama koncepcja “osoby prawnej” jest obca Cywilizacji Łacińskiej, która jest cywilizacją stricte personalistyczną), natomiast stworzyć równolegle podstawy porządku przywracającego zasadę prawdy materialnej dla wszelkich spraw z obszaru prawa cywilnego i karnego w których choć jedną stroną jest osoba fizyczna lub Skarb Państwa (nawet osoba fizyczna funkcjonująca jako podmiot gospodarczy) – przy czym na zgodne żądanie obydwu stron (w tym reprezentanta Skarbu Państwa jako strony, o ile jest stroną) sprawa może być rozpatrywana w porządku prawnym opierającym się o zasadę kontradyktoryjności.

Wprowadzenie takiego rozwiązania jest w sumie dość proste, może zostać “odpalone” poprzez (w telegraficznym skrócie) następujące działania ustawowe:

a) utworzenie w SN osobnej, równoległej struktury (z osobną Izbą Cywilną, Karną i Wojskową), powołanej do rozpatrywania spraw w porządku prawnym opartym o zasadę prawdy materialnej – Konstytucja “Kwaśniewskiego” nie zabrania;
b) podobnie w Sądach Apelacyjnych, Okręgowych i Rejonowych;
c) powołanie Izby Dyscyplinarnej przy SN – siłą rzeczy prowadzącej postępowania w oparciu o zasadę prawdy materialnej, ze względu na to że każdy sędzia jest osobą fizyczną
d) w sądach pierwszej instancji dla potrzeb rozpatrywania spraw w oparciu o zasadę prawdy materialnej wprowadzić zmianę systemu wyboru ławników (ustawa o ławnikach i ich wybór w wyborach lokalnych – szersze zagadnienie, można to zrobić w rozmaity sposób, łącznie z czymś w rodzaju anglosaskich “sędziów pokoju”, byle nie orzekali w pojedynkę a co najmniej we trójkę) oraz realne wzmocnienie ich roli w Sądach Rejonowych poprzez prostą zmianę charakteru zadań sędziego zawodowego z orzekającego na proceduralne i porządkowe w trakcie rozprawy oraz doradcze w trakcie narady sędziowskiej, przy czym z prawem veta kierującym sprawę bezpośrednio do wyższej instancji w trybie pozaapelacyjnym (w sądach II instancji dla odmiany rozstrzygnięć dokonują sędziowie zawodowi, zaś ławnik pełni rolę doradczą i tam on z kolei ma prawo veta, co powinno bezpośrednio kierować sprawę do wyższej instancji też w trybie pozaapelacyjnym – a właściwie pozakasacyjnym);
e) zmianę wymogów ustawowych dotyczących postępowania dyscyplinarnego adwokatów pod kątem utrudniania dotarcia sądowi do prawdy materialnej.

Rozwiązanie to z jednej strony nie narusza istniejących przywilejów sędziowskich (utrąca się argument o “ataku na sądownictwo” etc.), z drugiej pozwala w ramach istniejącego porządku konstytucyjnego na stworzenie od podstaw (w tym również w obszarze kadrowym) zupełnie nowego systemu sprawiedliwości, aczkolwiek przy wykorzystaniu istniejącej infrastruktury materialnej oraz częściowo administracji.

A jak strony chcą być sądzone przez kumpli Rzeplińskiego, no to droga wolna.

Stwórzmy sobie przynajmniej możliwość wyboru…

Czy Prezydent rozwiąże ten nierozwiązywalny obecnie problem, istny “węzeł gordyjski” splotu różnych systemów prawa, logiki i postępowania? Może właśnie najlepiej metodą Aleksandra Macedońskiego – rozciąć i odseparować. I pozwolić ludziom decydować, w którym porządku chcą się znaleźć.

Dodaj komentarz

avatar
3000