KGB contra GRU a sprawa polska w UE

Na “Niepoprawnych” pokazał się wczoraj w nocy ciekawy artykuł Rafała Brzeskiego o wojnie GRU i KGB (http://niepoprawni.pl/blog/rafal-brzeski/pomor-generalski), ale ponieważ odczuwam pewien niedosyt co do tzw. “ciągu dalszego” i odpowiedzi na pytanie “Po co to wszystko Putinowi”, tytułem uzupełnienia o te kwestie dzielę się swoimi przemyśleniami.

Otóż świeżo awansowany na generała p. Diumin (KGB) zostanie prawdopodobnie szefem GRU, gdyż Putin zwiera szyki przed “marszem na Zachód” i jest mu niezbędna kontrola nad siatką “nielegałów” GRU w Europie Zachodniej (i nie tylko zresztą).

Musimy się cofnąć co najmniej do 2010 r., kiedy to GRU, chcąc nadrobić skandal z fiaskiem inwazji na Gruzję, dać upust zemście oraz – w obliczu ryzyka utraty wpływów w Obwodzie Kaliningradzkim – wzmocnić swoją pozycję w Polsce, zdominowaną przez Stronnictwo Pruskie z Tuskiem na czele (okrężną drogą sterowane niemal ręcznie przez KGB, kierujące elitami niemieckimi), doprowadziła poprzez rozwój wydarzeń skutkujących katastrofą smoleńską do pewnego rodzaju pata w relacji z Putinem. Miało to stworzyć rodzaj “haka” w rękach GRU, ponieważ jest sporo przesłanek mogących przemawiać za zaangażowaniem Putina, no i w efekcie pod koniec 2010 roku w efekcie krótkiej czystki GRU uzyskało to co chciało, czyli własne udzielne księstwo (Kaliningrad) i wolną rękę w Polsce.

Jak pisałem w 2011 r. (http://niepoprawni.pl/blog/3775/rozbior-polski-juz-w-czerwcu):

“…zaś karygodne zaniedbania i ogólne niechlujstwo wykonawcze dostarczyły aż nadto przekonujących dowodów, ośmieszających zdyscyplinowane starania gen. Anodiny i osobiście premiera Putina.

Tak więc GRU straciło szansę wykazania się, przy okazji obnażając żenujący brak profesjonalizmu swojego polskiego partnera czyli WSI. W tej sytuacji nawet pomyślne przeprowadzenie przedwczesnych wyborów prezydenckich oraz obsadzenie stolca Strażnikiem Wielkiego Żyrandola niewiele zmieniło i wiceszef GRU w sierpniu 2010 poszedł się utopić na urlopie. Kiedy w dodatku okazało się, że całe “darowanie” polskiego długu putinowskiemu Gazpromowi, do kwietnia oprotestowywane przez Lecha Kaczyńskiego, miało częściowo zasilić niewłaściwą kasę, 17 października 2010 rano samobójstwo popełnił główny ekonomista Gazpromu, no i po wyjaśnieniu nieporozumień towarzyskich jeszcze tego samego dnia podpisana została polsko-rosyjska umowa gazowa, czyli porozumienie rosyjsko-niemieckie można by uznać za dopełnione. Pozostała jednak paląca kwestia mocnej pozycji WSI w Polsce (WSI spokojna, WSI wesoła…), no i nie do końca spacyfikowanej opozycji.…” 

(zawarty w tym wpisie harmonogram był adekwatny do daty wpisu, czyli 1 kwietnia, podczas gdy w sprawach o tej skali procesy przygotowawcze i zjawiska społeczne mają mniejszą dynamikę, niemniej powolutku, powolutku, dochodzimy do fazy destabilizacji, używając nomenklatury Jurija Bezmienowa, a dalej to już będzie z górki).

Na nieszczęście GRU i ich polskich popleczników, p. Jarosław Kaczyński do Smoleńska nie poleciał, co spowodowało konieczność korekty planów, w dodatku nie tylko co do naszego nieszczęśliwego kraju.

Rzecz w tym, że celem dalekosiężnym komunistów sowieckich, wyznaczonym jeszcze w czasach głębokiego ZSRS, był fizyczny podbój Europy Zachodniej. Przy czym to, że zmieniły się czasy, nie wpływa na cel, natomiast na środki i owszem. Od dobrych trzydziestu lat nie chodzi już o wjechanie czołgami do zrujnowanych atakami nuklearnymi ruin miast z niedobitkami oszołomionych nędzarzy, lecz o przejęcie zasobów i zysków. A do tego wcale nie trzeba czołgów, bo wystarczą banki i gaz – według starych zasad cała gospodarka musi korzystać zarówno z pieniędzy jak i energii, jak kontrolujemy ich źródła, to możemy dowolnie spijać śmietankę.

Należy oczywiście pamiętać, że owce się strzyże a nie obdziera ze skóry, no i przyswojenie tej prostej prawdy przez Ruskich wymagało nieco czasu – chodzi o konieczność operowania perspektywą historyczną a nie ukierunkowaną na doraźną korzyść.

No a skoro tanki są zbyteczne, to i wiedza które mosty mają jaką nośność jest umiarkowanie potrzebna, bo po co wjeżdzać czołgiem do banku, skoro można to zrobić tylko raz, a w dodatku w banku nie ma żadnych specjalnych łupów, kiedy można wystawiać co kwartał fakturę za gaz i ten sam bank od razu sam z siebie przeleje twardą walutę. Tak więc wydawało się w połowie lat 80-tych, że już żadne tam siatki agentów GRU nie będą specjalnie potrzebne, a kiedy się Reagan dogadał z Gorbaczowem i KGB wygrało wyścig o władzę, no to i za GRU się wzięło (co bardzo fajnie opisał Rafał Brzeski w swoim artykule). Tak więc do zdobycia Europy Zachodniej pozostały już tylko dwa kroki – zjednoczenie Niemiec, dzięki czemu agentura KGB i STASI będzie mogła spokojnie przejąć kontrolę nad nowo powstałym państwem niemieckim, a następnie takie pokierowanie w ramach UE, aby Niemcy nie tylko uzyskały dominującą pozycję, ale jeszcze spokojnie doiły całą resztę Europy. A jak już wydoją dostatecznie, to się w Niemczech zrobi hokus-pokus i sami Niemcy wybiorą sobie taki rząd, który będzie jeszcze dokładniej robił to co Kreml sobie życzy. Aby im łzy otrzeć i pozwolić się sycić dumą, to wycykanie musi być czymś zbalansowane,  a do tego celu świetnie się nadają Ziemie Odzyskane, tylko że warto by było je jakoś przygotować, najlepiej na koszt Polaków i z zyskiem dla siebie.

Polacy pięknie zgodzili się wejść do UE, więc trzeba było już tylko obiecać im jakieś pieniądze żeby dołożyli drugie tyle i dali zarobić niemieckim firmom na budowie polskimi rękoma dwukrotnie przepłaconych autostrad, a jednocześnie tak sprytnie zrobić im przemysł w trąbę, żeby z części transferów zysków zapewnić te dotacje na autostrady (i tak przecież wrócą do Niemiec).

W ten sposób Polacy na własny koszt i własną pracą zbudują co trzeba, mając cały czas głębokie przekonanie że bez Unii to by do dziś jeździli po polnych drogach.

Ale niestety, plan miał drobną skazę, która w miarę realizacji uwidaczniałą się coraz mocniej. Otóż “nielegałowie” GRU, a przede wszystkim HVB, nie tylko zbierali informacje o długości pasów startowych lotnisk, zasuwając wzdłuż ogrodzenia na piechotę i licząc kroki, ale głównie to byli wpasowywani w różne ciekawe miejsca ważne politycznie i w efekcie okazało się, że łatwiej będzie KGB się dogadać z GRU, niż tracić czas i pieniądze na żmudne budowanie własnego zaplecza w tych dziedzinach, które zgodnie z socjalistycznym podziałem pracy leżały w gestii konkurencji.

To zaś powodowało, że trzeba było jakoś GRU dopuścić do stołu. Ponieważ w Polsce od wojny jaruzelsko-kiszczakowej ich pozycja była bardzo mocna, w dodatku tuż obok był Kaliningrad, no to stanęło na tym, że Kaliningrad jest to ich “władztwo”, a Polska w takim zakresie, w jakim to sobie wywalczą. Jakoś mniej więcej wtedy właśnie przyszedł Rywin do Michnika i SLD wraz ze stronnictwem amerykańskim wywaliło się w powietrze, robiąc miejsce dla nowego rozdania. A że nieco wcześniej trzech tenorów zaczęło śpiewać pieśń przyszłości, no to i platforma porozumienia była gotowa.

Stanęło na tym, że Niemcy (czyli KGB) doją polski przemysł i banki oraz budują autostrady (czyli eksploatuje zeków), a GRU ma paliwa i energetykę (czyli doi wszystkich równo). Dlatego zawiązano pozorny triumwirat, żeby się wydawało iż są trzy stronnictwa: pruskie (że niby niemieckie interesy), KGBowskie (że niby politycznie umocowane w strukturach i administracji) i GRU/WSI (energetyka). Co prawda stronnictwo pruskie tylko myślało że jest od obrony niemieckich interesów, ale co to komu szkodzi co który sobie myśli, jeżeli tylko będzie robił to co trzeba, w dodatku chętnie.

Niestety, głupi polaczkowie nie docenili losu i w wyborach 2005 tak wybrali, że aż się iskry posypały. Ani rządu, ani służb, ani prezydentury, no po prostu klęska KGB. Zamiast Schetyny jako premiera i Tuska jako prezydenta, otrzymano dwóch złowrogich bliźniaków, co gorsza reaktywujących pośpiesznie Stronnictwo Amerykańskie.

Na szczęście w odpowiednich miejscach odpowiednio powtykani ludzie ze WSI zrobili co powinni, pożyteczni idioci (i spora grupa zadeklarowanych zdrajców) też nie czekali na rozwój wypadków, więc w 2007 można było odzyskać pewną równowagę, niemniej polski problem nie został do końca rozwiązany. Co prawda KGB umocowało się dość solidnie (ktoś musiał pilnować prawidłowego funkjonowania funduszy europejskich), ale GRU/WSI musiało sobie prezydenturę samo załatwić.

Problem w tym, że w matiuszce Rosji pozycja GRU była ciągle słaba, zaś KGB umacniała się z miesiąca na miesiąc. Dlatego też wskazane było sprokurowanie jakichś haków na Putina, żeby dał na zbrojeniu armii zarobić. No i typowo sowiecki zbieg niewyjaśnionych przyczyn w Smoleńsku za jednym zamachem rozwiązał kilka im problemów naraz, m.in.:

– dał haki na Putina;

– pozwolił upokorzyć Polaków za Gruzję

– dał do myślenia ewentualnym buntownikom

– oddalał podejrzenia od WSI, no bo przecież “Kaczyński i tak by przegrał wybory, to po co byłoby coś kombinować”

– dał prezydenturę , czyli mocną “kryszę”.

Jak w “dobrej bajce” (chyba braci Grimm…) wszystko szło, ludność w krajach UE biedniała na potęgę, zresztą Niemcy też, ale państwo niemieckie puchło z dobrobytu, kiedy to GRU w ramach obrony przed Amerykanami (a konkretnie ich okupantami) wpadło na koncept zajęcia zawczasu Krymu i w ogóle Wschodniej Ukrainy bez czekania na dalszy rozwój wypadków w Europie, wprowadzając zarazem KGB w błąd nadmiernie optymistycznymi raportami co do rozwoju sytuacji.

W dodatku awantura na Bliskim Wschodzie i rozkręcone plany zdemolowania krajów EU przez tsunami “przychodźców” musiały wejść w fazę realizacji, niemieckie media i służby działały jak należy (to znaczy tak, jak od nich oczekiwano) i wszystko byłoby dobrze, gdyby znowu nie ta cholerna Polska i to niedobite Stronnictwo Amerykańskie.

Do dziś nie wiadomo kto przejechał po pijanemu ciężarną zakonnicę na pasach, ale faktem jest, że pasmem sukcesów zeszły rok był niespecjalnie.

Co tu dużo ukrywać – co schrzanili, muszą naprawić, na szczęście w porę uruchomiono ostatnie (?) zakonspirowane odwody (a właściwie ich resztki), wprowadzając nawet wielkie “NIC” do Sejmu, ale zarówno zbrodnia z holenderskim jak i rosyjskim samolotem postawił ich szefostwo w bardzo nieciekawej sytuacji, z czego najlepszym wyjściem dla co najmniej dwóch ważnych osób było “ustanie akcji serca”  (ciekawe że nie podano z jakiego powodu…). Niemniej wykazany dobitnie umiarkowany profesjonalizm (szczególnie polskich partnerów) jest przyczyną wielu zgryzot, jako że Niemcy nie mogą wiecznie czekać na Wybawiciela, a przykład tej cholernej Polski może być bardzo, bardzo zaraźliwy.

Tak więc generał Diumin będzie miał co robić..

Dodaj komentarz

avatar
3000