“Koko, koko, Tusku spoko” czyli “ma być optymistycznie” jako rzecze Donaldino

Tak sobie wspominałem wczorajszą, snutą ze swadą ględźbę Nałęcza, wzywającą do szacunku dla społecznego mandatu rządzących, kiedy średni syn poddał mobbingowi moje poczucie smaku, puszczając mi “oficjalny hymn polskiej reprezentacji” od haratania w gałę.

W pierwszym odruchu o mało nie poinformowałem rodziny jak brzmi w języku polskim wołacz od słowa “zakręt” po hiszpańsku, ale skupiłem się w sobie, policzyłem do dziesięciu i mi przeszło. Natomiast myśl ma ulotna popłynęła w kierunku Krakowskiego Przedmieścia i tow. Nałęcza, oraz jego dywagacji o “społecznym mandacie i “szacunku dla głosu wyborców”.

Nic dziwnego że po dwóch dniach nawet Donaldino wyszedł z szafy, żeby wszem i wobec oznajmić, że jest OK, bo “ma być optymistycznie”. Co prawda trudno o optymizm tam, gdzie on jest premierem a Wincenty “Magik” pilnuje kasy, ale nie ma co narzekać, bo jest jednak pewna nutka optymizmu w tym, że wolny głos wyborców pokazał Donaldinowi gdzie ma jego EURO 2012, sny o Trampkarzu Wszechczasów i “powagę chwili”.

Ciekawe co zrobi, jeżeli nagle Niemcy jednak zrobią EURO u siebie (niby Tusku przyjaciel, ale czasy ciężkie i każdy grosz się przyda) – co takiego “poleci hen, wysoko”…

 

Dodaj komentarz

avatar
3000